Mówią, że to dziura, ale ja twierdzę, że piękna. Krótki spacer po Nowym Sączu
17:59:00Cudowny balkon na ul. Piotra Skargi. Jestem szalenie ciekawa, kto tam mieszka |
Mój związek Nowym Sączem rozpoczął się już w momencie przyjścia na świat. W sądeckim szpitalu się urodziłam, będąc mieszkanką pięknej wsi oddalonej od Nowego Sącza ok. 20 kilometrów, tu jeździłam z rodzicami na lody, do parku, po plecak, do lekarza, do cioci. Tu też chodziłam do liceum, gdzie poznałam nienormalnych ludzi, z którymi do dzisiaj utrzymuję wspaniałe, przyjacielskie relacje. Tu od 4 lat pracuję w Muzeum Okręgowym, a trzy lata temu postanowiłam wraz z mężem osiąść na stałe.
Lubię to miasto za wiele rzeczy, ale chyba najbardziej za ten święty spokój, który pozwala żyć spokojnie, powoli i wg własnych zasad, zupełnie po swojemu. Kiedyś sądziłam, że zamieszkam w wielkim mieście pełnym neonów, ulicznego gwaru i wielkich wieżowców, tymczasem okazało się, że moje wiejskie serce potrzebuje czegoś zupełnie innego, czegoś, co odnalazłam właśnie tu, w małym prowincjonalnym miasteczku na południu Polski.
Nie sfotografowałam dla Was wszystkiego, co jest w tym mieście atrakcyjne, ponieważ byłoby to chyba niewykonalne, a z pewnością szalenie trudne, zwłaszcza, że każdego dnia urzeka mnie w nim coś innego, nowego. W zamian za to, mam dla Was kilka ulicznych migawek prezentujących fragment mojego sądeckiego świata w którym czuję się doskonale, bez względu na wszystkie mankamenty i niedogodności wynikające z życia w małym mieście. Zaprawdę powiadam Wam, każdy ma swoje własne Miasteczko Twin Peaks. Zobaczcie, jak ładne jest moje.
Lubię to miasto za wiele rzeczy, ale chyba najbardziej za ten święty spokój, który pozwala żyć spokojnie, powoli i wg własnych zasad, zupełnie po swojemu. Kiedyś sądziłam, że zamieszkam w wielkim mieście pełnym neonów, ulicznego gwaru i wielkich wieżowców, tymczasem okazało się, że moje wiejskie serce potrzebuje czegoś zupełnie innego, czegoś, co odnalazłam właśnie tu, w małym prowincjonalnym miasteczku na południu Polski.
Nie sfotografowałam dla Was wszystkiego, co jest w tym mieście atrakcyjne, ponieważ byłoby to chyba niewykonalne, a z pewnością szalenie trudne, zwłaszcza, że każdego dnia urzeka mnie w nim coś innego, nowego. W zamian za to, mam dla Was kilka ulicznych migawek prezentujących fragment mojego sądeckiego świata w którym czuję się doskonale, bez względu na wszystkie mankamenty i niedogodności wynikające z życia w małym mieście. Zaprawdę powiadam Wam, każdy ma swoje własne Miasteczko Twin Peaks. Zobaczcie, jak ładne jest moje.
Moja ulubiona modernistyczna kamienica na słynnym deptaki na ul. Jagiellońskiej |
secesyjne detale, ul. Jagiellońska |
Kolejne secesyjne cuda na Jagiellońskiej |
Ulubiona Kawiarnia Prowincjonalna na ul. Pijarskiej. Prawie każdy weekend spędzamy tutaj |
Uwielbiam to miejsce za wiele rzeczy, także za doskonały wystrój |
Kamienica przy ul. Piotra Skargi, a w zasadzie tylko fasada (za oknami niebo) |
Nieistniejący już zakład fotograficzny "Janina" na ul. Narutowicza |
Jest i piękna Bazylika Mniejsza p.w. Św. Małgorzaty, patronki miasta |
Jedyna wieża, której nigdy nie udaje się schować |
Galeria Sztuki Współczesnej BWA Sokół, akurat trafiłam na wystawę "Brzozowscy" |
Wnętrze galerii na 1 piętrze |
Przełamałam lęki i okazało się, że na żywo Tadeusz Brzozowski jest naprawdę genialny |
Co nie zmienia faktu, że nie planuje szybko oglądać jego kolejnej wystawy |
2 piętro poświęcone zostało żonie artysty, Barbarze-Gawdzik Brzozowskiej. Świetne prace! |
Z tarasu galerii rozpościera się piękny widok na miasto |
Nic mnie tak nie uspokaja jak widok dachów |
Mała Galeria, czyli kolejny ciekawy punkt i miejsce spotkać artystycznych |
O wpisie prezentującym ułamek Nowego Sącza widziany moimi oczami myślałam już bardzo dawno, ale zawsze blokował mnie fakt, że nie mam dobrego aparatu i wstyd robić zdjęcia tosterem, a umówmy się, właśnie tak wypadają fotki, które pstrykam za pomocą telefonu. Chyba ktoś z Fujifilm bacznie śledził moje tragiczne poczynania, ponieważ postanowiono ofiarować mi nowy aparat fotograficzny i to nie byle jaki, bo wyglądający jak analogowy egzemplarz z dawnych lat. Nie jestem jakoś mocno wyedukowana w temacie robienia ładnych zdjęć, ale postanowiłam podjąć się zdania i troszkę nim popstrykać. Na szczęście, oprócz manualnego trybu, mój bezlusterkowiec XA10 posiada także ustawienia automatyczne, tak więc byłam uratowana i chyba nie poszło mi aż tak źle. Nie ukrywam, że aparat wygląda świetnie, jest niewielki, poręczny i z daleka sprawia wrażenie, jakby był hispterskim sprzętem na kliszę. Obiektywy ma wymienne, jest więc szansa, że moja przygoda z fotografowaniem rozkręci się na dobre i będę Was bombardowała coraz to nowszym i mam nadzieję, lepszymi zdjęciami. Zastanawia mnie tylko fakt, że prezentując mi ten egzemplarz podkreślono wyraźnie, że doskonale nadaje się do robienia selfie, ponieważ ekran obraca się o 180 stopni. To jakaś aluzja?
Cześć! |
Dziękuję, Fujifilm, dzięki Wam nadal jestem amatorem, ale mam naprawdę ładny i funkcjonalny aparat!
0 komentarze
Zostaw komentarz, porozmawiajmy!