Moje małe piękne wesele
18:53:00fot. Justyna z With love |
O ile ślub był dla mnie bardzo ważnym i wyczekiwanym wydarzeniem o tyle samo wesele wzbudzało we mnie dużo dystansu i poczucia, że to jest coś czego tak naprawdę nie chce. W czasie pierwszych przygotowań usiadłam sobie na spokojnie i zaczęłam się zastanawiać, jaki jest sens takiej wielkiej i hucznej imprezy, na którą po prostu nas nie stać. Odpowiedzi było wiele, ale w zasadzie żadna nie wiązała się z naszą przyjemnością i czymś co będzie nas szczerze cieszyć. A skoro mam robić coś na siłę, tylko po to, żeby sprostać oczekiwaniom wszystkich tylko nie swoim własnym postanowiliśmy, że żadnego wystawnego wesela po prostu nie będzie.
Pomyślałam przez moment, że w zasadzie to moglibyśmy gdzieś wyjechać i pojawić się z powrotem już po fakcie, wygrała jednak chęć bycia w tym momencie z bliskimi i możliwość dzielenia się z nimi tym ważnych momentem. No własnie, z bliskimi, a nie z dalszą, wątpliwą rodziną, sąsiadami i innymi obcymi mi osobami, które miałabym zapraszać tylko dlatego, że to moja ciotka czy wujek, którego nie widziałam na oczy od 15 lat. Bliskość mierzy się przecież sercem a nie stopniem pokrewieństwa i najgorszym z możliwych argumentów, który mówi, że "tak wypada".
Załatwiając kwestię związana z wielkością przyjęcia i liczbą gości pozostało bardzo wiele innych problemów natury ślubnej. Trzeba się przecież w coś ubrać, jakoś wyglądać, kupić bukiet czy ozdobić salę. Im więcej zagłębiałam się w tajniki funkcjonowania branży ślubnej, tym bardziej buntowałam się przeciwko wywalaniu pieniędzy w błoto. W białym biznesie funkcjonuje bowiem jedna, podstawowa zasada: jeśli coś jest ślubne, jest kilka razy droższe od reszty. Bardzo często rzeczy te nie są ani ładniejsze, ani lepsze (czasami jest zupełnie na odwrót). Oczywiście można machnąć ręką i stwierdzić, że to tylko jednorazowy wydatek, że ślub jest tylko raz w życiu i nie ma co oszczędzać. Ale można też, idąc za moim przykładem dopiąć swego i udowodnić, że ślub i wesele może być zarówno piękne jak i względnie tanie. Kiedy człowiek mniej przejmuje się sprawami materialnymi i ma tzw. luz w dupie nagle ma czas na to, co w takim momencie powinno być naprawdę ważne. Wyciszenie, spokój ducha, głęboka radość, ze zaraz powiemy sobie to sakramentalne "tak"...
No dobra, żartowałam! 3 godziny przed ślubem biegałam za ciastem i tortem zapominając przy tym adresu cukierni. Makijaż? Zapomniałam się pomalować i robiłam to 10 min przed wyjściem. Gdzie są moje pończochy? Boże, szminka mi się rozmazała. Żadnych baloników, żadnych ozdób na auto. Fotografa też nie zamówiłam, na szczęście mam utalentowanych przyjaciół.
-Halo? Tort? O ku**a. Zapomniałam. |
Czarne skarpetki gdzieś się zapodziały. |
Tutaj prawdopodobnie stwierdziłam, że się spóźnimy. |
Bukiet robiony dzień wcześniej z goździków z targu za 20 zł. |
Już po wszystkim. Błogosławię i możemy jechać. Dobrze mieć męża Retromaniaca, bo nie trzeba pożyczać samochodu. No chyba, że komuś z Was. Z przyjemnością. |
Stary Sącz, piękny Sącz. |
Słoiki po dżemie, wazony z Ikei i etykietki z allegro. |
Sukienka! Panią Edytę z Krakowa z firmy Twój Ślubny Czas mogę polecić z radością. Jest profesjonalistką która zna się na rzeczy i robi to naprawdę tanio. |
Ale było fajnie :)
|
0 komentarze
Zostaw komentarz, porozmawiajmy!