Wobec sztuki wszyscy jesteśmy równi
13:24:00
fot. Sandra Lousada, 61' |
Przeczytałam właśnie poruszający wywiad z Panią Anną Dymną przeprowadzony przez Konrada z Halo ziemia. Z czystym sercem mogę stwierdzić, ze to najbardziej wartościowe miejsce w polskiej Blogosferze a Pani Anna niezmiennie mocno porusza. I słusznie zwraca uwagę, że "pomaganie to jest zwykła rzecz". Rzeczywiście tak powinno być. Czasami mam wrażenie, że odruchowe gesty sympatii, dzielenia się i pomocy odbierane zostają jako działania heroiczne. A przecież powinny być codziennością, nie taką która dziwi, ale taką, w którą jesteśmy zaangażowani na co dzień. Postawa i siła Pani Anny na miano heroicznej zasługuje bez wątpienia. To jest kobieta głaz, silna i niezależna. Czytając wywiad i refleksje na temat naszej akceptacji i reagowania na osoby niepełnosprawne przypomniałam sobie własne doświadczenia, związane z pracą w muzeum i kontaktem właśnie z taką grupą zwiedzających. Najpiękniejszą grupą.
Kiedyś napisałam krótki tekst, zatytułowany: Nie przepadam za ludźmi. Dziś zmieniłabym go na: Boje się ludzi. Problem nie polega bowiem na lubieniu kogoś bądź nie. On związany jest z niezrozumieniem, brakiem komunikacji, szczerości, z dystansem, który obiera się z powodu różnych obaw, z poczucia niezrozumienia czy ze zwykłego braku wspólnego języka. Kiedy pracowałam w muzeum jako opiekun ekspozycji, spotykanie ze zwiedzającymi należało do moich czynności podstawowych. Krótka rozmowa, objaśnienie związane z danym dziełem czy eksponatem, próba odpowiedzi na liczne pytania. Czasami takie dyskusje sprawiały mi wielką przyjemność, czasami jednak były trudne, zwłaszcza, że zdarzali się i tacy, którzy chcieli po prostu sprawić mi przykrość. W takiej pracy i okolicznościach człowiek dużo obserwuje, porównuje reakcję, robi w głowie ranking na tych najmilszych czy najbardziej spostrzegawczych widzów. Wśród całej rzeszy ludzi o różnych poglądach, upodobaniach i gustach wybijała się mocno zawsze jedna grupa: osoby niepełnosprawne. To niebywałe. Kiedyś pisze o tym teraz i wspominam sytuacje, w których obserwowałam podejście tych ludzi do mnie, do miejsca i do sztuki... chce mi się płakać. Nie z litości, czy z poczucia bezradności. Z PODZIWU. Ciepło i życzliwość tych ludzi była zawsze niewyobrażalna. I zawstydzająca. Przyjazne spojrzenia, szczery i silny uścisk dłoni. Tego nie da się opisać słowami. Podobnie jak ich reakcji na sztukę. W takich momentach człowiek już nie jest specjalistą, historykiem sztuki, pracownikiem muzeum. Jest małą istotą, którą niepełnosprawni uczą jak patrzeć, aby naprawdę widzieć. Nagle chowamy gdzieś głęboko swoje osiągnięcia, tytuły, portfele. Stajemy wszyscy równo obok siebie i wpatrujemy się w obraz. I dopiero w takich momentach zdajemy sobie sprawę, jacy jesteśmy powierzchowni, przez jak wiele filtrów patrzymy na świat. Dostrzegamy wtedy z pokorą, jak bardzo nie potrafimy odczuwać, przeżywać i szczerze się cieszyć.
Ja jestem bogatsza o to doświadczenie i bardzo za nie dziękuje. Życzę wam mocno, abyście w swoim życiu również mogli doświadczyć takiej wartościowej lekcji. Choć los, na pierwszy rzut oka wydaje się być mocno niesprawiedliwy obdarzając nas różnym bagażem cierpień i doświadczeń, jedno jest pewne. Wobec sztuki wszyscy jesteśmy równi.
0 komentarze
Zostaw komentarz, porozmawiajmy!